Zmarł Andrzej Kołakowski. Wielki patriota i dobry, skromny człowiek.

Andrzej Kołakowski

(*12 VIII 1964 †19 X 2025)

„Zmarł Andrzej Kołakowski. Wielki patriota i dobry, skromny człowiek. Pedagog, działacz społeczny, poeta, pieśniarz i publicysta. W okresie PRL działacz opozycji antykomunistycznej. Znaliśmy się od lat, uczestniczyliśmy w wielu inicjatywach upamiętniających Żołnierzy Niezłomnych. Był zawsze tam, gdzie trzeba – wierny zasadom, z Polską w sercu. Aniu, Tobie i Waszym Bliskim składam wyrazy najszczerszego współczucia, zapewniając o modlitwie za duszę ś.p. Andrzeja”.

(Dr Karol Nawrocki, Prezydent Rzeczypospolitej Polskiej, portal X, 19 października 2025)

*  *  *

Wspomnienie o przyjacielu

Jak tu napisać wspomnienie o przyjacielu, gdy ma się tylko kilka godzin – pomyślałem, gdy pani redaktor Małgorzata Rutkowska z „Naszego Dziennika” poprosiła mnie o to. A potem jeszcze druga myśl: jak tu pisać o Andrzeju, skoro przez lata dla jego przyjaciół oczywiste było, że Andrzej to tylko część tej historii, bo bez Ani w pełni jej nie ma?

Zazdrościliśmy im, że płyną przez życie na tej samej fali, że kochają Polskę tą samą bezgraniczną miłością, że żartują z siebie nawzajem w ten sam sposób, bo nie znosili nieszczerości i patosu. Nie imały się ich żadne ataki czy oszczerstwa, zwłaszcza w czasach, gdy Ania była radną Rady Miasta Gdańska i była wystawiana na ataki nawiedzonych „pistoletów” z PO. Na straży stało zawsze bezgraniczne zaufanie. Była Ania i Andrzej, została Ania. Co dalej? Dalej będzie tak samo, tylko zamiast Andrzeja będzie słowo o nim i modlitwa za niego. 1 listopada – jak co roku – spotkamy się znów na Cmentarzu Garnizonowym w Gdańsku, na Zaduszkach Partyzanckich, by zawołać po imieniu „Inkę”, „Zagończyka”, „Moskito”, Pana Majora i innych „wyklętych”. Ania i Andrzej też byli przez całe lata „wyklęci”.

Kołako Kołakowski

Imię i nazwisko? Andrzej Kołakowski. Data urodzenia? 12 sierpnia 1964. Miejsce? Międzyrzecz Wielkopolski. Zawód? Pedagog, pracownik naukowy  Uniwersytetu Gdańskiego ze stopniem doktora.

Urodził się w Międzyrzeczu, ale rodzina ma korzenie kresowe, poleskie. Bardzo nie lubił, gdy go pytano, czy „ten” Kołakowski to jego rodzina. To jedyne pytanie, które sprawiało mu przykrość. Nie chciał skojarzenia z funkcjonariuszem komunistycznej Informacji Wojskowej, z pistoletem przy pasie, co się wypromował na wielkiego filozofa. Andrzej podkreślał, że pochodzi ze szlachty zagrodowej Kołako Kołakowskich. Dziadek służył w 8 Pułku Ułanów, uczestnik wojny z bolszewikami. Ukształtował antykomunistyczny etos Andrzeja i całej rodziny Kołakowskich. Stan wojenny potwierdził to, co w komunizmie najgorsze. Lata 80. były dla Andrzeja czasem wielkiej edukacji historycznej i uświadomieniem sobie, kim się jest. Wielkie znaczenie w jego życiu miały pielgrzymki (warszawskie) na Jasną Górę. Zapamiętał też na całe życie uroczystości na Powązkach w 1981 roku, bo wtedy wolno było więcej powiedzieć, w 37 rocznicę wybuchu Powstania Warszawskiego. Oddech wolności! Sprawy Polski związały się nierozerwalnie w świadomości Andrzeja z religią katolicką. A potem stan wojenny, nieudana wyprawa do Bobrujska pod Poznaniem, gdzie w wojsku służył brat. Spotkanie z bratem krótkie, smutne.

Ukończył LO w Międzyrzeczu. Pierwsze akty oporu przeciwko systemowi komunistycznemu związane były z tą szkołą: znaczki „S” na kurtkach w okresie stanu wojennego, obrona krzyża, odśpiewanie „My chcemy Boga” na apelu szkolnym! 1 maja 1982 roku klasa Andrzeja, przez niego zainspirowana, poszła grzecznie na pochód pierwszomajowy, ale w trakcie pochodu skręciła demonstracyjnie do… kościoła, wszak było świętego Józefa Robotnika… W okresie studiów na KUL-u prowadził już intensywną i zaplanowaną działalność antykomunistyczną. Już razem z Anią. Bezpieka podpowiadała po cichu studentom, że Kołakowski i Stawicka są nawiedzeni i lepiej trzymać się z daleka od takich ekstremistów, żeby nie komplikować sobie niepotrzebnie życia. Zapytałem Anię żartem: byliście nawiedzeni? – Święta prawda, odpowiedziała ze śmiechem a Andrzej to potwierdził: – Byliśmy nawiedzeni przez marzenie o Polsce „wolnej i czystej jak łza” – tak jak w piosence żołnierzy majora „Łupaszki”.

W 1985 Andrzej uczestniczył w strajku głodowym w Krakowie Bieżanowie. Wielkie znaczenie miało dla niego poznanie tam Anny Walentynowicz i otwarcie oczu na „upadek mitu Lecha Wałęsy” – jak to ujął. Zapamiętał modlitwę za Adama Michnika… „Nikt nie przypuszczał, co z niego wylezie. A może zawsze tam było?”… Uważał ten strajk za wielki przełom w swoim życiu. Także dlatego, że to tam właśnie poznał Anię, „nawiedzoną” tak jak on sam… Uczestniczyli w protestach przeciwko składaniu odpadów radioaktywnych w rejonie Międzyrzecza w 1987. Pojechali tam jako studenci z Lublina. Transparenty, okrzyki (już nie „marsz milczenia”). Kary przed kolegiami. Andrzej przyłączył się do głodówki i do protestu w salce katechetycznej.

Potem był jeszcze pobyt we Francji, rozważanie możliwości wyjazdu tam na stałe. Poczucie wyobcowania poza krajem. Złe wrażenia po pobycie w „biurze” KPN-u w Paryżu i w tamtejszym Radio „Solidarność”: „Smutek przebijał z tej emigracji. Zrozumiałem, że to nie dla mnie”.

Po studiach pedagogicznych pracował w Areszcie Śledczym w Gdańsku jako wychowawca, potem na Uniwersytecie Gdańskim. Doktoryzował się. Prowadził zajęcia ze studentami. Miał u nich wielki mir, nawet u tych, co nie podzielali jego marzeń o wielkiej i czystej Polsce. W całym kraju stawał się coraz bardziej znany jako bard, autor i wykonawca piosenek patriotycznych, przez siebie napisanych i skomponowanych, śpiewanych z towarzyszeniem gitary, m.in. piosenki o żołnierzach „wyklętych”: „Ince”, „Ogniu”, „Zaporze” i innych. Wielokrotnie występował w całym kraju i za granicą.

Poznałem Andrzeja w roku 2003. Gdański IPN organizował leśne biwakowanie na skraju Borów Tucholskich, z ostatnimi żyjącymi żołnierzami majora „Łupaszki”. Usłyszałem jak śpiewa i zrozumiałem, że to jest bard naszych czasów. Od tej pory jeździliśmy często razem. Ja gadałem, on śpiewał. Nieźle nam to wychodziło. Najpiękniejsze spotkania chyba w Ostrołęce, bo prezydent miasta Janusz Kotowski i Arkadiusz Czartoryski zadbali, by prelekcji i śpiewu o „wyklętych” posłuchali wszyscy (!) licealiści z miasta. Często wyjeżdżaliśmy do Polaków w Niemczech, do Essen, do ośrodka Concordia. Pamiętam, w dużej sali niedaleko katedry witał nas gospodarz, miejscowy ksiądz. Mnie przedstawił jako pracownika IPN, z Andrzejem miał problem, bo znał jego piosenki i chciał to zrobić jak najserdeczniej. W końcu, po namyśle powiedział: – Witamy pana Andrzeja Kołakowskiego, wieszcza z Gdańska… Andrzej się potem szczerze z tego uśmiał, a we mnie wtedy coś drgało. A może ten ksiądz trafił w sedno sprawy?

Ostatni raz widziałem Andrzeja w tym roku, na Cmentarzu Garnizonowym w Gdańsku. 28 sierpnia była kolejna rocznica zamordowania przez komunistów „Inki”. Przyjechał z Sanoka uroczy zespół 18-latek Soul Sanok. Zaśpiewały balladę o „Ince”, którą skomponowała ich opiekunka dr Monika Brewczak. Przedtem ujrzałem nagle Andrzeja. Był bardzo słaby, stąpał niepewnie. Chwyciłem go za ręce i podprowadziłem kilka kroków, do dziewczyn z Sanoka. Były szczęśliwe, że mogą poznać osobiście wieszcza z Gdańska. Otoczyły go kołem, 12 dziewcząt. – A co zaśpiewacie panu Andrzejowi, zapytałem. Spojrzały na siebie, to trwało kilka sekund. Każda znała na pamięć pieśń Andrzeja o „Ince”: „Jak trudno umierać, gdy naście masz lat”… Zaśpiewały mu z pamięci kilka zwrotek, a on stał w środku zdumiony i głęboko wzruszony. Lekko się zachwiał. Podtrzymały go za ręce. Stał i płakał, aż skończyły śpiewać. Nigdy przedtem, przez ponad 20 lat znajomości, nie widziałem go płaczącego. Andrzej by mądrym i przenikliwym człowiekiem. Wiedział, że kres jego życia się zbliża a skomplikowana operacja z roku 2018 tylko je przedłużyła o kilka lat. Myślę, że płakał ze wzruszenia i ze szczęścia, bo sobie uświadomił, że jego posługa dla Polski nie poszła na marne; że będą tacy, co poniosą jego pieśni do ludzi, gdy jego tu już nie będzie.

Piotr Szubarczyk

Powyższe wspomnienie zostało opublikowane w numerze z dnia 21 października 2025 roku w katolickim dzienniku „Nasz Dziennik”.

Wzruszony Andrzej Kołakowski i dziewczęta z Soul Sanok. Przed chwilą zaśpiewały mu jego piosenkę o „Ince”. Cmentarz Garnizonowy w Gdańsku, przy grobie „Inki” i „Zagończyka”.

Foto serwis prasowy Soul Sanok, 28 sierpnia 2025.

Pogrzeb ś.p. Andrzeja odbędzie się w sobotę 25 października w kościele parafialnym w Szymbarku na Kaszubach.
Różaniec o 12.00, Msza św. żałobna o 13.00

Powiązane treści