Byliśmy na Marszu Tysiąclecia!

Wielu z nas – członków Polskiego Stowarzyszenia Morskiego Gospodarczego im. Eugeniusza Kwiatkowskiego – wybrało się 12 kwietnia do Warszawy na wielki Marsz, zorganizowany w formule obywatelskiej zrzutki, bo obecny rząd nie widział potrzeby upamiętnienia 1000-lecia koronacji Bolesława Chrobrego i 500-lecia Hołdu Pruskiego. Tłum pełnych radości ludzi z biało-czerwonymi flagami, w centrum polskiej stolicy, pokazały TV Republika, WPolsce24, TV Trwam. Wszyscy wiemy, jak było. Poniżej obraz tego dnia, widziany z perspektywy jednego z nas, jednego człowieka ze stutysięcznego tłumu.

*

W sobotni poranek Starogard jeszcze spał, bo była piąta rano, ale z różnych stron na parking przy stadionie zmierzali zaspani jeszcze uczestnicy wyprawy do Warszawy na wielki Marsz Tysiąclecia. Nikt nie zrezygnował, wielki autokar na 60 osób był pełen. Za chwilę podjechał drugi, niepełny z Tczewa, ale i ten natychmiast się wypełnił.

Co sprawia, że ludzie rezygnują z sobotniego wyspania się, narażają się na zmęczenie, powolne przemieszczanie się w tłumie z całej Polski Nowym Światem, Krakowskim Przedmieściem, placem Zamkowym, zamiast zobaczyć to wszystko w telewizji – znacznie dokładniej, z obrazu podawanego z drona? A jeszcze trzeba zapłacić za autokar… Cały czas nurtowało mnie to w drodze, ale kiedy już wysypaliśmy się z autokaru w Alejach Jerozolimskich, podnieśliśmy biało-czerwone flagi i wydaliśmy pierwsze okrzyki z ludźmi takimi jak my – tyle że z Kielc, z Krakowa, z Kutna i Bóg wie, skąd jeszcze – już nie zadawałem sobie pytania o motywację, byłem szczęśliwy, że tu jestem. Obcy ludzie uśmiechają się do siebie, nie ma „pani” czy „pana”, wszyscy jakby się znali od wieków, a teraz się znów spotykają, pytają, skąd jesteś, a skąd masz taką piękną koszulkę. Jakaś kobieta daje mi nieśmiało kartkę z wierszem, który napisała w nocy i pyta, czy mi się podoba. Odpowiadam spontanicznie:  Tak, kochanie, i ty też mi się podobasz… Śmieją się stojący najbliżej i pytają, czy ja przyjechałem na randkę do Warszawy. Odpowiadam z przekonaniem, że tak i wznosząc wraz innymi okrzyk Re-pu-bli-ka! ruszam w największy ścisk, na następne „randki”, rozmowy z obcymi a tak bliskimi mi dzisiaj ludźmi. Grupa starogardzko-tczewska szybko się „pogubiła” w tym tłumie, co jakiś czas się odnajdujemy i machamy do siebie radośnie. Słychać dźwięki poloneza, widzimy setki par w tym korowodzie. Jakieś starsze małżeństwo, poza korowodem, też tańczy blisko mnie. Uśmiechamy się do siebie a ja mówię: – Widać, że niedawno zdawaliście maturę, bo świetnie wam idzie, jak na balu maturalnym. Kobieta ma w oczach łzy radości i odpowiada mi: No pewnie, że niedawno, właśnie mija 50 lat! Ale co to jest w porównaniu z Tysiącleciem! Śmiejemy się, a ja już wiem, dlaczego tu jestem, mimo zmęczenia. Idę dalej, zaczepiam ludzi, gadamy o byle czym, aby tylko gadać i się cieszyć. Mówię im miłe słowa, oni odpowiadają tym samym, czasami w ścisku ktoś mnie popchnie, no to idę w tym kierunku… Z głośników na Placu Zamkowym słyszę piękne słowa. Patryk Jaki jest wyraźnie wzruszony. Teraz już nie jest politykiem, tylko mówi z serca o tym, że niewiele jest takich państw, które mogą się pochwalić tak długą i wspaniałą historią jak Polska. Potężna Rzeczpospolita skutecznie broniła całej Europy przez zapędami tyranów. Do mikrofonu podchodzi też Karol Nawrocki. Mówi serdecznie, improwizuje, ale bardzo krótko. Wiem, o co mu chodzi. Nie chce, by go posądzano o wykorzystanie takiej rocznicy w kampanii wyborczej. Ale przecież jako historyk nie może się nie odezwać przy takiej okazji… Ludzie podchodzą do niego, cieszą się ze wspólnego zdjęcia, skandują jego imię. Zasmuciłem się. Sto tysięcy ludzi raduje się w centrum Warszawy, a prezydent miasta nie odezwie się nawet do nich? Niechby chociaż pozdrowił ich i podziękował za te biało-czerwone stroje i flagi. Boi się, że może będą gwizdać? Boi się, a chce być prezydentem RP i zwierzchnikiem sił zbrojnych?!

Sprzeczamy się trochę o godzinę powrotu, niektórzy z nas najchętniej zostaliby tu na noc, ale pora wracać. I nagle „wybucha” „Bogurodzica”. Boże, jaka potężna, monumentalna, piękna. Jak głos spoza czasu! Stoję oniemiały, boję się ruszyć.

Wracamy do autokaru. Jeden przez drugiego opowiadamy sobie, cośmy widzieli. Nikt nie przebije Doroty, bo razem z Mariuszem „dopadli” Karola Nawrockiego i wracają ze wspólnym zdjęciem…

W Starogardzie jesteśmy późno. Pani z Czerska martwi się, czy zdąży na pociąg do domu. Kilka osób naraz deklaruje podwiezienie na starogardzki dworzec. Wiem, że gdyby nie zdążyła, zawieźliby ją do samego Czerska… Tego dnia nie ma rzeczy niemożliwych!

Wracam z miejsca przyjazdu do domu pieszo. Na balkonie bloku jakiś mężczyzna trzepie dywanik. Dostrzega mnie z flagą w ręce i pyta: – Z manifestacji? – Tak, prosto z Warszawy – odpowiadam. Przez chwilę namyśla się, co mi powiedzieć, a potem mówi coś, co mnie głęboko porusza: – Dziękuję ci, że tam byłeś… Zapominam o zmęczeniu, już wiem, po co wybrałem się do Warszawy. Poczułem się jak wysłannik tego nieznajomego i wszystkich, którzy do Warszawy pojechać nie mogli. Śpię słodko tej nocy i śnię sceny z Warszawy. A na świecie zbożny pobyt… Kyrieeleison…

Piotr Szubarczyk

Starogardzka armada na Wielki Marsz. Dziewczynka po lewej, w żółtym sweterku, to trzynastolatka, która wybrała się do Warszawy razem z dziadkiem. Opiekowała się nim troskliwie na Krakowskim Przedmieściu.

Powiązane treści