Środa, 16 grudnia 1970
Najpierw Gdańsk
16 grudnia 1970 r. zapłonął w Gdańsku „Reichstag”, czyli gmach Komitetu Wojewódzkiego PZPR, podpalony przez uczestników buntu przeciwko podwyżkom cen. Buntu, który zaczął w tym momencie przybierać postać powstania narodowego przeciwko sowieckim porządkom w Polsce. Pamiętamy o tragedii Gdyni, która się rozegrała dzień później i przeszła do historii jako Czarny Czwartek. Zanim to nastąpiło, były Czarny Wtorek 15 grudnia i Czarna Środa 16 grudnia w Gdańsku.
15 grudnia zginęli w Gdańsku: Andrzej Perzyński – lat 19, Waldemar Rebinin – lat 26, Kazimierz Stojecki – lat 58, Bogdan Sypka – lat 20, Józef Widerlik – lat 24, Marian Zastawny – lat 24. Dzień później zginęli: Jerzy Matelski – lat 27 i Stefan Mosiewicz – lat 22. Cześć ich pamięci!
Oto krótka historia jednego z poległych. Waldemar Rebinin urodził się 29 X 1944 r. w Grójcu. Wojna miała się ku końcowi. Rodzice Halina i Gabriel zostali w niej ciężko doświadczeni. Ojciec przeszedł przez obóz Mauthausen-Gusen. Zakochał się w Halinie, zamieszkali od roku 1947 w Elblągu. Gabriel był kolejarzem. Waldek ukończył szkołę zawodową w Starogardzie.Uczył się bardzo dobrze, miał stypendium. Planował dalszą naukę, interesowała go radiotechnika. Na przeszkodzie stanęły jednak pasje sportowe. Pływał, jeździł konno. Wygrał ogólnopolskie zawody w pogoni za lisem, choć był najmłodszym z uczestników. Był wysoki, przystojny, wysportowany. Znalazł żonę w Gdańsku i tam zamieszkali. Urodziła się najpierw Małgosia (1968), potem Robert (1970). Pracował w Kolumnie Transportu Sanitarnego i był z tej pracy zadowolony.
Był jedną z pierwszych śmiertelnych ofiar Grudnia. Zginął w Gdańsku, naprzeciwko dworca głównego PKP, 15 grudnia około godziny 14. Kilka godzin wcześniej Władysław Gomułka, na specjalnym posiedzeniu z udziałem Wojciecha Jaruzelskiego, Józefa Cyrankiewicza, Mieczysława Moczara i Stanisława Kani wydał polecenie: W obliczu brutalnego pogwałcenia porządku publicznego […], należy użyć broni wobec napastników, przy czym strzelać należy w nogi.
Waldek nie był „napastnikiem”. Był kierowcą oznaczonego wyraźnie samochodu służby zdrowia. Jechał do przychodni kolejowej z zaopatrzeniem medycznym. Nie strzelano w nogi, tylko w głowę. Strzał został oddany z przodu. Otwór wlotowy znajdował się na lewym policzku, wylot na karku.
Całe ciało zalała krew. Spłynęła po plecach do tylnej kieszeni spodni, gdzie znajdował się portfel z dokumentami i kilkoma fotografiami. Ten portfel oddadzą potem matce. Ludzie wnieśli Waldka do kwiaciarni przy wejściu na dworzec i przykryli jego ciało kwiatami.
Rodziców i żonę powiadomiono dopiero 18 grudnia. Tego dnia odbył się nocny pogrzeb na Srebrzysku. Nagie ciało było zawinięte w koc. Nikomu z rodziny nie pozwolili wejść na cmentarz, wszyscy pozostali w kaplicy ze swoim bólem i przerażeniem.
Podobnie wyglądały inne, nocne pochówki zabitych, odbywające się pod nadzorem bezpieki. Grudzień pamiętamy!

Płonie „Reichstag”, czyli gmach Komitetu Wojewódzkiego PZPR w Gdańsku, tak nazwany przez grudniowych demonstrantów. Dzień później zapłonie „Reichstag” szczeciński. W tamtych czasach niemieckie określenia traktowane były jako szczególnie obelżywe, żywa była bowiem wśród Polaków pamięć niemieckich zbrodni na obywatelach Polski. Obydwa pożary spowodowały odwet komunistów: za gdański pożar zabito następnęgo dnia w Gdyni co najmniej 18 osób, w większości nastolatków. W Szczecinie za to samo zabito 15 osób. Władza „ludowa” była surowa, zwłaszcza wobec bezbronnych…
Czwartek, 17 grudnia 1970
Czarny Czwartek w Gdyni
To był najsmutniejszy dzień grudnia 1970 r. Do ludzi wysiadających na stacji kolejki elektrycznej Gdynia Stocznia i idących w kierunku Stoczni Gdyńskiej do pracy, padły serie strzałów z karabinów maszynowych, umieszczonych na czołgach, ustawionych tam w nocy. Zginęli młodzi ludzie, wśród nich bohater Ballady grudniowej – osiemnastoletni Zbyszek Godlewski, nazwany Jankiem Wiśniewskim. Tego dnia zginęło w Gdyni co najmniej 18 osób, głównie młodzieży. Gdynianie nie wiedzieli jeszcze wtedy, że dzień ten przejdzie także do historii Szczecina, który przyłączył się do Powstania Grudniowego, by podkreślić swą solidarność z Trójmiastem. Tego dnia komuniści zabili na ulicach Szczecina 15 osób.
Zbyszek Godlewski – Janek Wiśniewski ukończył w czerwcu 1970 r. szkołę zawodową w Elblągu. Dwa miesiące później obchodził 18 urodziny. Poczuł się dorosły, a ponieważ był ciekaw świata, postanowił poszukać pracy z dala od Elbląga. Znalazł ją w Zarządzie Portu w Gdyni.
Przyszedł Grudzień. 16 grudnia Zbyszek pojechał do Gdańska. Chciał zobaczyć na własne oczy i ocenić, co się stało. Ojciec był oficerem „ludowego” wojska. Dla Zbyszka było więc szczególnie ważne, czy „wydarzenia” w Gdańsku są – jak głosiła szeptana, tajniacka propaganda – inspirowane przez „niemieckich rewizjonistów”, czy też są protestem ludzi takich jak on. Po powrocie na stancję nie miał wątpliwości. Nie miał też wątpliwości, że to nie może się obejść bez niego.
– Czy wiesz, że to może być niebezpieczne?
Słowa Kazika, kolegi tak jak on z Elbląga, nie przestraszyły go, ale uświadomiły obowiązki wobec rodziców i młodszego brata. Wieczorem usiadł i napisał krótki list: Kochani Rodzice, byłem dziś w Gdańsku. Wszystko widziałem. Jak przyjadę, to opowiem. Nie martwcie się… Zbyszek. Tego listu już nie wysłał. Kazik da go rodzicom w dniu pogrzebu.
17 grudnia rankiem ciało Zbyszka przeszyła seria z karabinu maszynowego, umocowanego na jednym z czołgów zagradzających drogę do bramy Stoczni Gdyńskiej. Kule dosięgnęły głowy, klatki piersiowej, rozdarły nerki. Zginął na miejscu. Krwawy strzęp podnieśli młodzi stoczniowcy i ruszyli ze stacji Gdynia-Stocznia do centrum miasta. Kiedy przechodzili holem Dworca Głównego, ludzie płakali na widok zamordowanego chłopca. Zatrzymali się na chwilę, bo jakaś kobieta podeszła z biało-czerwoną flagą. Płacząc, przykryła nią ciało i powiedziała:
– Boże, taki młody człowiek i w ten sposób umiera! Nasza biało-czerwona flaga splamiona…
Poszli ulicą 10 Lutego, weszli na Świętojańską. Wyrwali drzwi z jakiegoś baraku i położyli na nich ciało Zbyszka. Przy kościele Najświętszej Maryi Panny zatrzymali się. Dostali od księdza krzyż, który przymocowali do drzwi oraz kwiaty, które położyli na ciele Zbyszka. Szli środkiem ulicy Świętojańskiej. O każdym ich kroku meldowali swojemu sztabowi esbecy z krótkofalówkami. Niedaleko gmachu Prezydium Miejskiej Rady Narodowej zaatakowały ich milicyjne kolumny, obstawiające gęsto siedzibę władz (Miejskiej Rady Narodowej) i tymczasowy areszt, przygotowany na parterze budynku dla „chuliganów”, „bandytów” i „wichrzycieli”. Zabrali ciało Zbyszka, poranili wielu demonstrantów.
18 grudnia Kazik, mimo niebezpieczeństwa czyhającego na ulicach miasta, przedostał się na pocztę i nadał do Elbląga telegram: Zbyszek nie żyje…
W niedzielę 20 grudnia odbył się „pogrzeb”. Pochowano Zbyszka na cmentarzu, blisko katedry w Oliwie. W nocy, po cichu, w otoczeniu obcych, dziwnych ludzi. Obecni byli tylko rodzice, brat Wiesław i sąsiad. Dopiero w marcu ciało ekshumowano i przewieziono na cmentarz elbląski przy ul. Agrikoli.
Jakiś czas później Wiesiek odkrył, że coraz bardziej popularna Ballada o Janku Wiśniewskim, przekazywana na marnych maszynowych odbitkach z rąk do rąk, opowiada o ich Zbyszku:
Chłopcy z Grabówka, chłopcy z Chyloni
Dzisiaj milicja użyła broni
Dzielnieśmy stali, celnie rzucali
– Janek Wiśniewski padł
Na drzwiach ponieśli go Świętojańską
Naprzeciw glinom, naprzeciw tankom
Chłopcy stoczniowcy, pomścijcie druha
– Janek Wiśniewski padł
. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
Nie płaczcie matki, to nie na darmo
Nad stocznią sztandar z czarną kokardą
Za chleb i wolność, i nową Polskę
– Janek Wiśniewski padł
Najbardziej znane zdjęcie Grudnia pokazuje Zbyszka niesionego ulicą Świętojańską na drzwiach, tak jak niegdyś noszono na marach ciała bohaterów. Izabela i Eugeniusz mają ciągle przed oczyma słowa ostatniego listu syna: Kochani Rodzice, nie martwcie się…
Polegli 17 grudnia 1970 r. w Gdyni: Brunon Drywa, lat 34 (bohater nowego filmu fabularnego Antoniego Krauzego Czarny Czwartek), Apolinary Formela, lat 20, Zygmunt Gliniecki, lat 15 (uczeń klasy VIII), Zbyszek Godlewski (JanekWiśniewski), lat 18, Jan Kałużny, lat 21, Jerzy Kuchcik, lat 20, Stanisław Lewandowski, lat 26, Zbyszek Nastały, lat 17, Józef Pawłowski, lat 24, Ludwik Piernicki, lat 20, Jan Polechoński, lat 20, Zygmunt Polito, lat 24, Staszek Sieradzan, lat 18, Jurek Skonieczka, lat 15 (uczeń klasy VIII, zastrzelony niedaleko swojej szkoły), Marian Wójcik, lat 33, Zbigniew Wycichowski, lat 20, Waldemar Zajczonko, lat 20 (student AWF z Sopotu), Janusz Żebrowski, lat 17.
15 zabitych tego samego dnia w Szczecinie, podczas demonstracyjnego przemarszu przez miasto, zostało pochowanych potajemnie, pod płotem przy drugiej bramie Cmentarza Centralnego.

Ponieśli go Świętojańską, naprzeciw glinom, naprzeciw tankom… Przemarsz młodzieży z ciałem zabitego Zbyszka Godlewskiego, nazwanego wkrótce w Balladzie grudniowej Jankiem Wiśniewskim. Na biało-czerwonej fladze krew zabitego. Ten dzień przeszedł do historii Gdyni, Szczecina i całej Polski jako Czarny Czwartek. Foto z archiwum IPN.
* * *
Mijają lata. Jest rok 2025. Były członek partii, która kazała strzelać do Polaków w Grudniu 1970 i w Grudniu 1981, który wstępował do niej krótko po zamordowaniu górników z kopalni „Wujek“, jest marszałkiem Sejmu RP! Jest butny. Wprowadza swoje prywatne prawo: „veto marszałkowskie“ dla Prezydenta RP, wybranego przez ponad 10 mln Polaków! Mówi o sobie z dumą, że jest „starym komuchem“! I co mi zrobicie? Nic. Jego partyjka nic nie znaczy, ale wyciągnęła go za uszy do godności marszałka Sejmu RP partia, na którą głosuje ponad 30% Polaków. „Polak mądr po szkodzie, a jeśli prawda i z tego nas zbodzie, nową przypowieść Polak sobie kupi: że i przed szkodą i po szkodzie głupi!“ (Jan Kochanowski, „Pieśń o spustoszeniu Podola“).








