W listopadowy, wczesny poranek roku 1918 – w wagonie kolejowym przy stacji Rèthondes, niedaleko Compiègne w północnej Francji – delegacja niemiecka podpisywała akt kapitulacji. Tego dnia – w poniedziałek 11 listopada 1918, o godzinie 11 – zakończyła się I wojna światowa.
Tymczasem w Warszawie – stolicy nie istniejącego od ponad stu lat potężnego niegdyś państwa – komendant Legionów Polskich Józef Piłsudski, uwolniony kilka dni wcześniej z niemieckiej twierdzy, więzienia w Magdeburgu, przejmował pełnię władzy nad odradzającym się wojskiem polskim. 22 listopada Piłsudski zostanie Naczelnikiem Państwa.
Nie było w historii Polski ostatnich trzech wieków ważniejszej daty nad 11 listopada 1918 roku. Pierwsze obchody Święta Niepodległości, jako ustawowego dnia świątecznego w Rzeczypospolitej Polskiej, odbyły się jednak dopiero w roku 1937. Polacy nie czekali na ustawę, lecz świętowali 11 Listopada już w latach 20. Wspominano wszystkie polskie czyny zbrojne, prowadzące do Niepodległości. W pierwszych latach odrodzonej Polski żyli jeszcze weterani Powstania Styczniowego! Stawiano ich za wzór dla młodzieży.
Wbrew ukutemu w listopadzie 1918 powiedzonku malkontentów, że ni z tego ni z owego była Polska od pierwszego, Niepodległość nie przyszła znikąd. Była wymodlona, wywalczona i wycierpiana przez kilka pokoleń Polaków.Polska powstawała wbrew obojętności, małostkowości i brakowi wiary u wielu rodaków. Nie chcemy już od was uznania, ni waszych mów, ni waszych łez. Skończyły się dni kołatania do waszych serc, do waszych kies. Te słowa, napisane przez młodego żołnierza w ważnym dla sprawy polskiej roku 1917, oddają ówczesne nastroje. Polską niepodległość roku 1918 wyrąbali ludzie o wielkich sercach, wielkiej wierze, szanujący swoich przodków, którzy dla wolności umierali. Walka o wolność, gdy się raz zaczyna, z ojca krwią spada dziedzictwem na syna (Adam Mickiewicz).
Odzyskanie przez Polskę niepodległości w roku 1918 wspominamy najczęściej w romantycznej otoczce naszej wielkiej poezji emigracyjnej, z obrazami Wojciecha i Jerzego Kossaków w tle, z piosenkami o rozkwitających pąkach białych róż i rozwijającym się rozmarynie. Tak trzeba, zwłaszcza wtedy, gdy opowiadamy o tamtych czasach naszej młodzieży. Zbiorowy obraz listopadowych dni roku 1918 – ukształtowany jeszcze przed wojną – jest dla Polaków rodzajem afirmacji oraz podświadomego odruchu serca, by jeszcze bardziej upiększyć to, co wyczekiwane i wytęsknione przez pokolenia – ziściło się. Jest też przejawem nieprzemijającej tęsknoty do Polski czystej jak łza, ucieleśnionej w literackich i malarskich apoteozach Komendanta, człowieka oddanego swojemu narodowi nawet wtedy, gdy popełniał błędy.
Wiele było wcześniej zawiedzionych nadziei! Urodzony w niewoli, okuty w powiciu, ja tylko jedną taką wiosnę miałem w życiu – płakał Mickiewicz w swojej narodowej epopei, wspominając rok 1812. Napoleon ruszał na Rosję w czerwcu, ale poeta czas snów o niepodległości nazwał wiosną, która symbolizuje odrodzenie, podniesienie się do nowego życia.
Poeta krajowy Franciszek Kowalski pisał z podobnym uniesieniem o listopadzie 1830: Wesół kraj, szczęsny kraj, gdzie listopad przywiódł maj. Niestety, także „wiosna” Powstania Listopadowego nie przyniosła upragnionej wolności – tak samo jak tego późniejszego, z męczennikiem sprawy narodowej Romualdem Trauguttem, i wielu innymi, mniej znanymi dziś ogółowi Polaków dramatycznymi uniesieniami tamtych czasów, które miały prowadzić prostą drogą ku niepodległości.
Polską wiosnę niepodległości, polski maj przywiódł nieoczekiwanie dla wielu rodaków listopad 1918 roku. Jednak tamtego listopada nie da się rozpatrywać w oderwaniu od całego ciągu zdarzeń, które po nim nastąpiły: krwawych potyczek z Ukraińcami o polski Lwów i wschodnią Małopolskę (z polskimi Orlętami, na których się wychowa pokolenie młodych żołnierzy Armii Krajowej), powstania wielkopolskiego, powstań śląskich, walk o ziemię cieszyńską, plebiscytów na pograniczu niemieckim, a przede wszystkim bez okrutnej wojny z bolszewikami o być albo nie być odrodzonego państwa.
Lata 1918-1922 wydały licznych bohaterów, w które będzie zapatrzone pierwsze pokolenie Polaków urodzonych w wolnym już kraju.
W okresie listopadowych, narodowych wypominków pojawia się pytanie o cenę niepodległości z roku 1918. Nikt nam jej nie podarował. Ani cesarze niemiecki i austriacki, wabiący Polaków mirażami ograniczonej wolności, by ich pozyskać przeciwko państwom Ententy, ani Mikołaj II car Rosji, zapewniający o naszym prawie do wolności, ale u boku Rosji, ani przywódcy bolszewickiej rewolucji, którzy dekretowali na papierze prawo wszystkich narodów do samostanowienia, by je natychmiast po tych zapewnieniach ujarzmić jeszcze twardszą ręką a z Polski uczynić „trupa”, przez którego miała prowadzić droga do wszechświatowego, bolszewickiego chaosu.
Nawet prezydent Stanów Zjednoczonych Woodrow Wilson nie podarował nam wolności, choć jego deklarację z początku roku 1918 o potrzebie wskrzeszenia państwa polskiego z dostępem do morza przyjęliśmy z wdzięcznością.
Polska powstawała w krwawych bojach, dalekich od idyllicznych obrazków z oleodruków. Bo wciąż na jawie widzę i co noc mi się śni, że ta, co nie zginęła, wyrośnie z naszej krwi – pisał Edward Słoński i on najlepiej rozumiał tę prawdę jako poeta, zarazem żołnierz legionów.
W czasach komunistycznych splugawiono nam bohaterskie lata 1918-1922, a sowiecka propaganda, wspomagana przez renegatów, chciała nas upokorzyć i przenicować, nazywając w latach 50. wojnę z bolszewikami o wolność Polski i Europy najazdem jaśniepanów polskich na kraj radziecki! Nie dziw, że dzieci i wnuki ówczesnych renegatów, „elity” Polski postkomunistycznej, unikają dziś historii, szermując hasłami „postępu” – tak jak ich ojcowie i dziadkowie w czasach Polski sowieckiej.
Nie istnieją dziś w zbiorowej świadomości takie wydarzenia, jak bohaterstwo batalionu ochotniczej młodzieży Bolesława Zajączkowskiego pod Zadwórzem, polskimi Termopilami, jak podjazdowe, brawurowe walki kawalerii legendarnego rotmistrza Jerzego Dąmbrowskiego „Łupaszki” z Samoobrony Wileńskiej przeciwko bolszewikom w roku 1919. Nie istnieją, bo rotmistrz został zamordowany przez NKWD w więzieniu, w roku 1941, w Polsce sowieckiej był „bandytą”, tak jak człowiek, który podczas ostatniej wojny przejął jego pseudonim. Mało kto dziś wie cokolwiek o czynach młodziutkiego pułkownika Leopolda Lisa-Kuli (Jeleńskiego), bo takich bohaterów Polska sowiecka sobie nie życzyła. Zamiast tego pokazywano nam film o Czapajewie. Nie pisze się o cudzie stutysięcznej Armii Ochotniczej, sformowanej gdy bolszewicy stali już u wrót Warszawy i wielu ze strachem unosiło swe głowy w bezpieczne miejsca. Mało kto wreszcie wie o polskim zwycięstwie w największej bitwie kawaleryjskiej XX w., gdy 31 sierpnia 1920 pod Komarowem oddziały gen. Władysława Sikorskiego rozbiły sławetną konarmię Siemiona Budionnego. O tym nie wolno było pisać w Polsce sowieckiej. Dlaczego teraz nie gloryfikujemy bohaterów tak spektakularnego zwycięstwa? Czy nie na tym polega edukacja historyczna i duma z własnej przeszłości?

Pierwsze godło odrodzonej Rzeczypospolitej Polskiej, obowiązujące w latach 1919-1927. Zamknięta korona zwieńczona krzyżem symbolizuje suwerenność i chrześcijańskie źródła polskiej państwowości. Zmiana godła dokonała się pod wpływem idei socjalistycznych. Czy nie pora przywrócić pierwotne godło? Nie zmienić – jak piszą niektórzy, krytykując takie zamiary – lecz po prostu PRZYWRÓCIĆ?
5 sierpnia 1921 – w 56 rocznicę śmierci Romualda Traugutta na stokach Cytadeli – marszałek Józef Piłsudski odznaczył ostatnich uczestników Powstania Styczniowego orderami Virtuti Militari. Cała Polska wiedziała wówczas, jaka jest wartość i siła tradycji niepodległościowej i jak potrzebne jest jej przekazywanie następnym pokoleniom. Trzeba o tym pamiętać dziś jak może nigdy przedtem. Kilkudziesięcioletnia komunistyczna indoktrynacja zastąpiona bowiem została nihilizmem i z lekka tylko zawoalowanym szyderstwem wobec naszej tradycji niepodległościowej. Przerwany został w czasach komunistycznych naturalny przekaz pokoleniowy w rodzinie i poprzez szkołę. Potrzebna jest radosna, nieskrępowana przez żadne pseudounijne, niemieckie ideologie, afirmacja naszej Niepodległości. Przeżywana w sercach i objawiona na zewnątrz. Niech też nie zabraknie w Święto Niepodległości biało-czerwonych barw – nie tylko na budynkach publicznych, ale przede wszystkim na balkonach i w oknach naszych domów. Cieszmy się. Bóg nam dał, że Listopad przywiódł Maj!








